Fenomen filmów od studia A24 – dyskusja na fali #6

Witam was serdecznie w kolejnej odsłonie dyskusji na Fali! Tym razem przyjrzymy się produkcjom dystrybutora A24 – jednego z najważniejszych obecnych gigantów indie i studia, bez którego ciężko byłoby sobie wyobrazić obecny rynek amerykańskich filmów niezależnych. Produkcje takie jak Moonlight, Manchester by The Sea czy A Ghost Story bezdyskusyjnie mocno wpłynęły na nasze gusta filmowe; warto więc przyjrzeć się im zbiorowo i zastanowić, co takiego w filmach od A24 sprawia, że studio szybko stało się fenomenem i jego logo znane jest każdemu fanowi kina offowego ostatnich lat.

Kwestię tę spróbujemy rozpatrzyć razem z redakcją w składzie: ja, Robert oraz Karol, Piotr, Kamila, Krzysztof i Jakub. Rolę grafiki promocyjnej artykułu pełni kadr z filmu Moonlight Barry’ego Jenkinsa.

Robert Solski: Witam wszystkich! Jaki macie stosunek do filmów wyprodukowanych przez A24? Które z produkcji wspominacie najlepiej?

Krzysztof Wall: Cześć! Chętnie zacznę od produkcji, którą widziałem jako pierwszą, czyli The VVitch. Wtedy jeszcze marka A24 była dla mnie zupełnie randomowym znakiem towarowym, z którym nie wiązałem niczego szczególnego. Dzięki The VVitch liznąłem horror nowej fali, promowanej przez A24. Nad tym filmem mógłbym się rozpływać na wielu płaszczyznach, więc telegraficznie powiem teraz tylko, że byłem pod ogromnym wrażeniem i czekałem na kolejny film Eggersa.

Karol Laska: A24 ustawia moje gusta filmowe. Człowiek-Scyzoryk, The Ghost Story, Midsommar. W biały dzień, The Lighthouse – to jest moja osobista topka i tak się składa, że wszystkie te tytuły wyszły spod ręki tego właśnie dystrybutora.

Krzysztof Wall: Zacząłem zwracać uwagę na tę markę wraz z seansem Dziedzictwo. Hereditary. Nie dano mi w finale tego, czego się spodziewałem i ostatecznie dobrze to oceniam. Od tej pory marka A24 wiązała się z pewną szczególną jakością, graną niby w multipleksach, a jednak płynącą innym torem.

Kamila Cieślik: Cześć wszystkim! Z mojej perspektywy bardzo fajnie wyglądają produkowane przez A24 horrory. Zarówno filmy Eggersa, jak i Astera wyznaczają nową jakość kina grozy, ale dla mnie odkryciem roku 2019 zdecydowanie było In Fabric Petera Stricklanda, czyli historia sukienki żądnej krwi. Z jednej strony seans naturalnie rozbawiał publiczność, z drugiej nie można mu było odmówić świetnego funkcjonowania w kluczu gatunkowym. Niestety nic mi nie wiadomo, żeby miał się doczekać polskiej premiery…

Piotr Migdałek: Również kocham nowego Stricklanda! To dzikie połączenie klimatu rasowego horroru z lynchowską aurą sprawdziło się cudownie. Nie znam chyba osoby zainteresowanej kinematografią, która nie doceniłaby pracy, jaką wkłada w dostarczanie nam wyjątkowych produkcji A24. Dla mnie tytuły takie jak Moonlight, The VVitch, The Lighthouse, Ghost Story czy Waves (lista jest bardzo długa) stają się powoli współczesnymi klasykami, a samo A24 dla kinomana stało się swoistym znakiem jakości.

Kamila Cieślik: In Fabric to zdecydowanie najmocniejszy film Stricklanda jak dotąd. Od dawna kombinował, bawił się kliszami i onirycznymi wizjami, ale tym razem wyszło to wyjątkowo naturalnie.

Jakub Komczyński: Cześć! Patrząc na listę filmów tego studia, trudno ograniczyć się do jednego czy dwóch filmów. Na pewno bardzo doceniam ich horrory od Eggersa oraz Astera, bardzo wysoko cenię sobie też te filmy, które namieszały na Oscarach, jak Pokój czy Moonlight, ale ja osobiście najbardziej lubię (chociaż niekoniecznie uważam za najlepsze) Człowieka scyzoryka oraz The Disaster Artist, zwłaszcza za mówienie o ludzkich wadach i dramatach z ogromną dawką humoru.

Robert Solski: Człowiek scyzoryk to naprawdę unikat. Świetny i nieoczywisty komediodramat z dużą ilością materiału do interpretacji – popieram wasz zachwyt, chłopaki. To jeden z tych filmów, które albo się kocha, albo nienawidzi, ale zdecydowanie nie można przejść obok niego obojętnie. W zeszłym roku, za sprawą Splatu, odkryłem kolejny film tego reżysera – The Death of Dick Long (również A24), któremu także warto dać szansę, bo fabuła jest tak bardzo absurdalna, że aż zachwyca. Uwielbiam takie dziwne filmy, w których reżyserzy do cna wykorzystują temat i podchodzą do niego z czcią – nawet, jeżeli sam logline scenariusza wywołuje spore śmieszki.

Człowiek-scyzoryk – Dan Kwan / Daniel Scheinert

Kamila Cieślik: Zgadzam się, Dick Long okazał się równie ciekawą produkcją jak debiut Scheinerta, przy czym reżyser w żaden sposób nie odcina kuponów od Człowieka-scyzoryka, tworząc dość zaskakującą historię. Mam wrażenie, że A24 ma wyjątkowo wiele takich nieoczywistych perełek w swoim repertuarze.

Robert Solski: Trochę poruszyliście już ten temat, ale może spróbujmy przyjrzeć się temu bliżej – jak myślicie, co sprawia, że filmy A24 są takie, jakie są? Mam tu na myśli cechy charakterystyczne dla filmów tego studia, które niewątpliwie występują, ale ciężko je wskazać – dostrzegam na przykład pewne podobieństwo między opowiadaną historią w Manchester by the Sea, jak i The Lighthouse, mimo że to zupełnie różne gatunkowo produkcje. Mimo tego mam wrażenie, że gdybym nie wiedział, spod jakiego szyldu są te filmy, nieomylnie wskazałbym na A24 – ich produkcje wytworzyły już sobie taką pozycję i repertuarową różnorodność, a jednak zawsze jest w nich taki specyficzny klimat, którego trudno szukać gdziekolwiek indziej. Jak myślicie, co może być takim ,,sekretnym składnikiem”?

Karol Laska: Nie wiem w sumie.

Robert Solski: Co, myśleliście, że przyjdziecie i po linii najmniejszego oporu odbębnicie kolejną dyskusję? Niedoczekanie wasze…

Piotr Migdałek: Powiedziałbym, że to rodzaj spójności estetycznej czy jakiejś niezdefiniowanej maniery wizualnej, która wywołuje za każdym razem to samo uczucie.

Karol Laska: Zawsze w centrum tych filmowych opowiadań jest człowiek i A24, niezależnie od obranej konwencji czy gatunku, próbuje tego człowieka jakoś określić – dodajcie do tego zgrabne metafory i wizualną spójność, a dostaniemy kilmat iście festiwalowy.

Jakub Komczyński: Wszystkie ich filmy są skupione na przeżyciach jednostki (ewentualnie niewielkiej grupy postaci), nie gubiąc przy tym nawet przez chwilę swoich głównych postaci z centrum opowieści, ale to można powiedzieć o prawie każdym filmie niskobudżetowym. A24 wyróżnia się głównie tym, że potrafi znaleźć twórców, którzy idealnie się w takim klimacie odnajdują, przez co prawie wszystkie ich filmy są co najmniej dobre. Ale jakiegoś bardziej ukrytego sekretnego składnika znaleźć nie potrafię. Nie ja jeden pewnie, skoro nie ma żadnego innego studia z takimi sukcesami.

Robert Solski: Po części zgadzam się z wami – tak jak mówi Piotr, pewna spójność estetyczna czy maniera wizualna za każdym razem wywołuje określone uczucia, niezależnie od gatunku czy rodzaju historii. Rację mają też Karol i Jakub – skupienie na bohaterach i traktowanie ich z odpowiednim szacunkiem już na etapie samego scenariusza robi swoje, tak jak znalezienie utalentowanych filmowców z określoną, mocną wizją, którą egzekwują na ekranie. Wydaje mi się, że jednym z kluczowych czynników jest jednak najzwyczajniej odwaga – filmy A24 często poruszają tematy, których nie widuję w filmach konkurencji, w dodatku robiąc to tak dobrze, że jakiekolwiek próby naśladownictwa skazane są na niepowodzenie. Jako przykład należy przywołać chociażby Ósmą klasę (Eight Grade) – mimo że filmów o nastolatkach powstała już masa, to jednak w wypadku debiutu Burnhama mamy do czynienia z dużą dozą oryginalności i uchwycenia pewnej ,,niezręczności”, której trudno szukać w tym kinie wcześniej, bo z samego założenia nie jest zbyt atrakcyjna do przedstawienia na ekranie. A jednak udało się znakomicie!

Ósma klasa – Bo Burnham (dostępny na Netflix)

Piotr Migdałek: Jak już mówimy o dzieciach, a to potworne istoty do pracy na planie, to Florida Project jest czymś wyjątkowym. Mamy wizualny sznyt, genialne aktorstwo i przede wszystkim tę naturalność, która właśnie jakoś najbardziej zapadła mi w pamięć i w produkcji Burnhama również odegrała pierwsze skrzypce. Ale możemy tak to zebrać i jednogłośnie orzec, że A24, czego się nie chwyci, robi to w większości przypadków o niebo lepiej od konkurencji.

Karol Laska: Bo Burnham jest znakomitym człowiekiem, polecam jego muzyczne stand up-y, w tym ,,Be Happy” – do znalezienia na Netfliksie. Humorek, luzik, samo życie.

Kamila Cieślik: Swego czasu duże nadzieje pokładano w Blumhouse, zwłaszcza jeśli chodzi o promocję ,,jakościowego” kina grozy. Tymczasem A24 zdaje się dobierać swoje tytuły z większym namysłem. Blumhouse ma co prawda w swoich szeregach produkcje Jordana Peele’a: Dziwaki, braci Duplass czy kilka innych całkiem udanych tytułów, które niestety wymieszane są z dużą liczbą filmów dość słabych. Tymczasem A24 zawiesiło poprzeczkę bardzo wysoko, i to nie tylko, jeśli chodzi o kino gatunkowe. Ostatnio od Blumhouse wyszło chociażby Adopt a Highway, które, mam wrażenie, miało urozmaicić tematyczną listę, oferując film bardziej ,,artystyczny”. A wyszło, jak wyszło…

Robert Solski: Blumhouse za bardzo stoi jedną nogą w mainstreamie – mimo że znajdą się tam właśnie takie fajne eksperymenty jak pomysły Peele’a, to jednak firma za bardzo stawia na zarobek, przez co mamy tam też masę sequeli do Naznaczonego czy Paranormal Activity, które zazwyczaj są po prostu słabymi popcorniakami (chociaż drugi Naznaczony jest super, bo wciąż Wann robił). Za to A24 jest taką alternatywką, która nie ma spójności tematycznej, ale dużo ryzykuje i zazwyczaj odnosi sukces, choć też trafią się słabsze projekty (nie jestem zbyt dużym fanem np. amerykańskiej Glorii Bell czy Pierwszego reformowanego).

Piotr Migdałek: Co tam robi Gloria Bell, to jest dobre pytanie…

Kamila Cieślik: A ja właśnie zarówno Glorię, jak i Pierwszego reformowanego bardzo lubię. Pierwsze okazało się lepszą wersją od swojego oryginału, drugie bardzo zgrabnie nawiązuje do kina autorskiego, wszystko się zgadza!

Karol Laska: Pierwszy Reformowany jest jednym z ciekawszych projektów A24, tylko pozwala wyżyć się ekranie leśnemu, transcendentalnemu dziadowi Schraderowi. A całe studio stawia raczej na świeżość, młodość.

Piotr Migdałek: Bezgranicznie kocham Ethana, ale Schrader niech lepiej skupi się na pisaniu scenariuszy…

Kamila Cieślik: Pierwszy reformowany dość wprost czerpie przede wszystkim z Gości wieczerzy pańskiej, więc moim zdaniem w A24 sprawdza się świetnie. W końcu kto ma łapać te konteksty, jak nie widzowie kina niezależnego.

Karol Laska: Kocham zakończenie tego filmu.

Robert Solski: Ja kocham Amandę Seyfried, ale nie uratowała mi seansu…

Jakub Komczyński: Wasze komentarze o tych dwóch filmach (a sam oba lubię, Pierwszego reformowanego dużo bardziej) też dużo mówią o tym studiu – nawet te słabsze filmy przez niektórych są bardzo lubiane. Na pewno można znaleźć jakieś pojedyncze przypadki filmów kompletnie nieudanych, ale to raczej z pierwszych lat działalności tego studia.

Pierwszy reformowany – Paul Schrader (dostępny na Netflix)

Robert Solski: Może Krzysztof chce coś dodać? Chyba że znowu w Chrzanowie się schował… W takim razie przedstawię wam ciekawostkę. Wiecie, skąd wzięła się nazwa studia A24?

Kamila Cieślik: Właśnie się dziś, przed dyskusją, nad tym zastanawiałam, oświeć nas!

Robert Solski: Jeden z twórców inicjatywy, Daniel Katz, wpadł na pomysł założenia studia filmowego podczas jazdy samochodem autostradą A24. Autostrada ta również często wykorzystywana była przez włoskich filmowców, gdzie słuzyla im jako miejsce do pokazania scenerii małomiejskiej i widoków wiejskich. Autrostrada niezależna pełną gębą.

Kamila Cieślik: O, to ciekawe. Nie wpadłabym, chociaż po wpisaniu A24 w polską Wikipedię pojawiają się jedynie trzy strony dotyczące autostrad…

Robert Solski: A jakie ostatnie filmy studia zdążyliście zobaczyć w ramach festiwali lub kinowych premier? Ja szczególnie ciepło wspominam seans Waves – świetnego kina młodzieżowego w stylu HBOwskiej Euforii, która trochę podzieliła ludzi na AFF-ie, ale ja zakochałem się kompletnie. Mam nadzieję, ze jakieś polskie studio zainteresuje się tematem, bo byłaby wielka szkoda, gdyby film został zapomniany…

Kamila Cieślik: Ja na AFF-ie widziałam Waves, The Lighthouse, przy czym bardzo żałuję, że Aster nie dotarł ostatecznie do Wrocławia, bo już zacierałam ręce na jego masterclass i powtórkę Midsommar w wersji reżyserskiej. A do tego In Fabric na Horyzontach i jako ostatni ostatni seans produkcji A24 to chyba Nieoszlifowane diamenty, już w domowym zaciszu. A, no i jeszcze przecież Kłamstewko było!

Karol Laska: Najświeższym tytułem są dla mnie Nieoszlifowane diamenty, które zrobiły na mnie kolosalne wrażenie. Czekam też bardzo niezdrowo na nowy film Lowery’ego – Green Knight, czyli legenda arturiańska w otoczce slow cinema (tytuł roku, pozdrawiam Diunę i Teneta)

Jakub Komczyński: Ostatnim, jaki widziałem było Kłamstewko, które doceniam, a jednocześnie bardzo czuję, że kompletnie nie należę do docelowej grupy odbiorców. A teraz najbardziej czekam na Pierwszą krowę, czyli kolejny film z pięknie prostym tytułem. Swoją drogą, przeglądając listę ich filmów, zauważyłem, że nie wrzucają żadnych premier na miesiące zimowe.

Robert Solski: Ooo tak, pogadajmy o Nieoszlifowanych Diamentach. Bracia Safdie zrobili to znowu – seans jest niekomfortowy i wręcz drażniący, ale na tyle magnetyczny, ze nie można oderwać od tego filmu wzroku. To fascynujące, jak dobre kino wyszło z tak pozornie błahej historii – mam wrażenie, że każde współczesne studio robiące thrillery wywaliłoby się na twarz z budowaniem napięcia jakoś w połowie, a tutaj w obecnej formie jest bez ani jednej fałszywej nuty. Świetny film i jeszcze lepszy seans (choć mimo wszystko Good Time jest dla mnie niepobite, cudeńko).

Piotr Migdałek: Najlepszy film o koszykówce ostatnich lat.

Karol Laska: Spokojnie, niedługo kolejny Kosmiczny mecz. Mnie przede wszystkim urzeka artystyczny chaos w stylu braci Safdie i ich dobór aktorów – brak strachu przed wyborem charakterystycznych naturszczyków i inteligetne wykorzystywanie zaszufladkowanych nazwisk, czyli Sandler i Pattinson (zapraszam tym samym do mojego felietonu o byłej gwieździe Zmierzchu). Choć sam Adam do roli był początkowo nieprzekonany, na szczęście życie pisze bezbłędne scenariusze.

Kamila Cieślik: Ja jestem dumna z Salndlera, cieszę się, że w końcu dostał szansę na wykazanie się! A jego przemowa pokazuje, że był już sfrustrowany oferowaniem mu wiecznie identycznych ról.

Nieoszlifowane diamenty – Benny Safdie / Josh Safdie (dostępny na Netflix)

Piotr Migdałek: Niesamowita kreacja Sandlera, która zasługuje na nagrody aktorskie każdej rangi. Zmysł estetyczny braci to naprawdę coś egzotycznego; w połączeniu z tak żywiołowym scenariuszem i głównym aktorem to musiało się udać!

Karol Laska: I oczywiście L’Amour Toujours ♥

Robert Solski: Wróćmy też do Klamstewka – myślę, że to ciekawy seans, przede wszystkim pod kątem kulturowym. Wejście głębiej w chińskie tradycje i ich pogląd na śmierć to naprawdę fascynujące doświadczenie, które sprawia, że możemy bliżej zastanowić się nad tematami egzystencjonalnymi i tym, jak zmiennie są one poruszane. No i bezbłędna Awkwafina, którą powinniśmy docenić co najmniej tak samo mocno, jak Sandlera!

Kamila Cieślik: Mnie ten film jakoś wyjątkowo wzruszył. Poczułam się, jakbym spędzała czas z własną rodziną.

Karol Laska: To przede wszystkim bardzo ładny film o pewnej fikcyjnej magii rodzinnych spotkań i o maskach, które potrafimy założyć w familijnym gronie. I Chińczycy potrafią dobrze zjeść, wszamałbym wszystko, co mają do zaoferowania, a ten film też świetnie oddaje pewną poetykę wspólnego obiadkowania. No, z wyjątkiem nietoperzy, oczywiście.

Jakub Komczyński: Miałem silne skojarzenia z polską Cichą nocą. Co z jednej strony bardzo dobrze o tym filmie świadczy, jeśli porównuję go do jednego z moich ulubionych rodzimych filmów tej dekady, ale z drugiej obawiam się, że Cicha noc jest filmem dosyć hermetycznym, który poza granicami Polski zachwytów by nie wzbudził, bo bez znajomości kontekstu bardzo wiele traci. Tak samo jest moim zdaniem z Kłamstewkiem, chociaż patrząc na opinie, być może jestem w takim odbiorze osamotniony.

Piotr Migdałek: To ja muszę przyznać, że emocjonalnie kompletnie się z nim nie spotkałem. Doceniam poszczególne aspekty, ale nie został we mnie na długo po seansie.

Robert Solski: Myslę, że warto też poruszyć kwestię filmu, który w dużej mierze rozpromował swego czasu całe studio – zwycięzca Oscara – Moonlight. Co sądzicie o tym filmie? Jak przekonalibyście sceptyków, którzy jeszcze mają ten seans przed sobą?

Karol Laska: No to powiem szczerze – na poziomie wrażliwości i estetycznej trafności, Moonlight trafia w odpowiednie nuty. Nie powiedziałbym jednak, żeby był to filar A24, a wręcz przeciwnie, jeden z najbardziej overrated filmów w historii kina niezależnego. Oscar smakuje wyłącznie dlatego, że jest to statuetka dla kina indie. Ale może to kwestia mojej miłości do La La Landu i jego rywalizacji z filmem Jenkinsa. Za to Ulicę Beale uwielbiam, jest w mojej opinii o wiele pełniejszym tworem. Sceptykom powiedziałbym tylko, aby zachowali sceptycyzm.

Kamila Cieślik: Ten film też mnie bardzo wzruszył, haha. Muszę przyznać, że wyjątkowo wiele produkcji A24 działa na mnie emocjonalnie. Pamiętam, że Moonlight w kinach towarzyszyło Manchester by the Sea, oba filmy też walczyły razem o Oscary. Początkowo to film Jenkinsa zrobił na mnie większe wrażenie (te kompozycje Brittela!) i to jemu kibicowałam, ale z biegiem czasu film Lonergana jednak zwycięża.

Moonlight – Barry Jenkins

Jakub Komczyński: Jeśli ktoś lubi nowsze filmy tego studia, Moonlight powinien być dla takiej osoby pozycją obowiązkową, jako bardzo intymny portret osoby ze środowiska, o którym rzadko opowiada się z taką wrażliwością. Natomiast, i tutaj odpowiadam trochę niezgodnie z zadanym pytaniem, myślę, że większość osób, którym Moonlight by się spodobał (bo lubią kino niezależne), już go widziała, więc jest duża szansa, że osoby do dzisiaj niezaznajomione z tym tytułem by się od niego odbiły. Z drugiej strony, jeśli ktoś dotarł tak daleko w lekturze tej rozmowy, to kameralne historie prawdopodobnie ceni sobie co najmniej równie wysoko jak wysokobudżetowe produkcje.

Jakub Komczyński: Osobiście też wolę Ulicę Beale, więc chyba najlepiej będzie polecić sceptykom, żeby zaczęli od tego filmu.

Robert Solski: Ulicy Beale nie robiło już A24 i bardzo dobrze, bo moim zdaniem jednak obniża loty. Moonlight to film, który dotyka na wielu płaszczyznach i przez to bardziej pasuje do A24, Beale to niestety wyłącznie romans, mimo że może komuś smakować, jest jednak dla mnie dziełem o wiele uboższym w treść. Ale nie mam serca się spierać z Karolem, więc powiem tylko tyle.

Karol Laska: Przepraszam, Robercie. W końcu musieliśmy się rozminąć.

Kamila Cieślik: Haha, tu zgadzam się z Robertem!

Piotr Migdałek: Również się podpisuję.

Robert Solski: Za to Manchester by the Sea to juz inna historia i zgodze się z Kamilą – płakuwa konkretna i chyba jeden lepszych filmów minionej dekady. Dobrze, że został zauważony, ale nadal mam wrażenie, że widziało go za mało osób, więc polecajcie go wszystkim, kogo napotkacie. Nic tak dobrze nie obrazuje wrażliwości od A24, jak ten właśnie film.

Karol Laska: Zwiastun do Manchester by the Sea to też piękna sprawa. Pamiętam, że od razu mnie do kina popchał (kocham zwiastuny).

Piotr Migdałek: Casey Affleck skradł moje serce tą rolą. Chyba dlatego taka płakuwa, bo do bólu prawdziwa i wiarygodna, prawdopodobnie jest odbiciem czyjegoś losu. Po prostu nie można przejść obok niej obojętnie.

Manchester by The Sea – Kenneth Lonergan (dostępny na Chili)

Robert Solski: Moonlight też miał cudowny zwiastun…

Piotr Migdałek: Skrzypki zrobiły swoje.

Robert Solski: No cóż, zbliżamy się do końca – macie jeszcze jakieś ostatnie polecajki od A24 dla czytelników?

Kamila Cieślik: Ja może tylko przypomnę wszystkim, którzy nie widzieli, że warto zainteresować się In Fabric i Dick Long nie żyje. A w internetowej wersji Kina pod Baranami można aktualnie zobaczyć obie wersje Midsommar!

Piotr Migdałek: To ja może polecę na koniec The Last Black Man in San Francisco, bo został odrobinę pominięty, jeśli chodzi o dystrybucję u nas, a dla fanów Jenkinsa może być to niezła gratka.

Jakub Komczyński: Ja polecam po prostu w ciemno oglądać ich filmy, gdy się jakiś trafi na platformach streamingowych czy w kinach. Poza High Life, High Life. Lepiej odpuścić.

Karol Laska: Ja z całego serduszka polecam Under the Diler Lake – przepiękna degradacja funkcji symbolu. Wiecie, o jaki film chodzi, autokorekta mnie oszukała…

Robert Solski: Nie kupimy od ciebie narkotyków, Karol…

Karol Laska: ; )

Robert Solski: To ja w takim razie polecę The Souvenir, bo zostało mocno przez nas, w Polsce, pominięte, a tu cudownie wrażliwa i ładna estetycznie produkcja (co potwierdza wygrana na najlepszego dramatu zagranicznego na Sundance i Film Independent). No i oczywiście Lady Bird, ale jeśli nie widzieliście jeszcze Lady Bird, to nie ma już dla was ratunku. Dzięki wszystkim za dyskusję!

 

W dyskusji udział wzięli: Robert SolskiKarol LaskaPiotr MigdałekKamila Cieślik, Krzysztof Wall i Jakub Komczyński. Za korektę dziękujemy sumiennej Oldze Tyszce.

 

Przeczytaj też nasze poprzednie dyskusje!

Joker, czyli gdzie kryje się puenta? – dyskusja na fali #1

W bramach wieczności Twojego Vincenta – dyskusja na fali #2

Na kinie gatunkowym dziś nie zaśnie nikt – dyskusja na fali #3

Kino w czasach zarazy – dyskusja na fali #4

Nasze filmowe wspomnienia – dyskusja na fali #5

Exit mobile version